Kiedyś, kilka czy może kilkanaście lat temu bardzo popularne było twierdzenie i wydaje się, że jest popularne do dziś, że naszym celem w życiu jest osiągnięcie stabilizacji. Młodzi ludzie pytani o to, co chcą robić po studiach, często odpowiadali „ustabilizować się”. Czym ta stabilizacja jest i czy można oraz czy warto ją osiągnąć?
Z czym kojarzy mi się słowo stabilizacja? Z bezpieczeństwem, pewnego rodzaju komfortem i spokojem. Czy kiedy jest bezpiecznie, komfortowo i spokojnie może być fajnie? Owszem, może. Ale czy będzie to też rozwijające, ciekawe i pełne w swojej istocie? Czasami pewnie tak, ale często nie.
Wszyscy lubimy jak jest spokojnie, komfortowo i bezpiecznie. Dlatego też większość z nas, świadomie lub nie, tak niechętnie przekracza granice strefy komfortu. W strefie komfortu jest znajomo, zwykle bezpiecznie, a przede wszystkim stabilnie. Ostatnio słyszałam odpowiedź, która może dać do myślenia w kontekście tego, o czym piszę. Spotkało się dwóch znajomych na ulicy i jeden pyta drugiego co u niego słychać, a ten drugi odpowiada: „A wszystko po staremu. Jak to mówią: chujowo, ale stabilnie”. Czy o to w życiu chodzi?
Wielu z nas woli bagienko, choć jest bagienkiem, ale własnym i znajomym. Wyjście z bagienka jest wyzwaniem, bo kryje się za nim to, co nieznane, przerażające i wątpliwe.
Kiedy przeszło rok temu zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do Poznania po fali ekscytacji też obleciał nas strach. Oboje z moim Mężem lubimy żyć pełnią życia i raczej podejmujemy się wyzwań, a nawet skoków na głęboką wodę, ale nad tą zmianą solidnie się zastanawialiśmy. Mamy trójkę dzieci, w grę wchodziła już zmiana szkoły i wiele innych wyzwań z tym związanych, mimo wszystko postanowiliśmy spróbować. Pamiętam jak powiedziałam wtedy do Męża, że jak nie spróbujemy, to nie przekonamy się, czy nam tam się podoba czy nie. Ostatecznie spędziliśmy w Poznaniu rok i dokonaliśmy modyfikacji planu, ale spróbowaliśmy, opuściliśmy strefę komfortu, zebraliśmy bagaż cennych, choć nielekkich doświadczeń i zdobyliśmy dzięki temu kolejny bezcenny zasób życiowej mądrości.
„Veni, vidi, vici” [łac. ‚przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem’] Mam takie poczucie, że jestem zwycięzcą, a najcenniejszą nagrodą jest życie pełne bezcennych doświadczeń, choć nie wszystkie można postrzegać jako zwycięstwa, to wszystkie one czynią moje życie wartym przeżywania, każdego dnia. I choć nie jest stabilnie to jest bez wątpienia ciekawie, pouczająco i wesoło, ale na pewno nie „chuj…wo”!
Nie oznacza to, że moje życie jest bajką. Nie oznacza to też, że jestem wrogiem wszelkiej stabilności w życiu. We wszystkim trzeba szukać równowagi, a dążenie do stabilności nie jest dla mnie celem samym w sobie. Oczywiście lubię jak jest stabilnie, sprawy układają się po mojej myśli i nie lubię, jak wszystko mi się rozpada, tudzież wykoleja w niezamierzony sposób. Ale w tych wykolejeniach szukam lekcji dla siebie, a w okresach stabilności cieszę się podwójnie tym, co mam.