Można odnieść wrażenie, że wisi nam tuż nad głową albo siedzi z tyłu głowy. Wciska się powoli w nasze życie niemal niezauważona. Zakrada się jak najlepszy złodziejaszek. Kradnie wiele cennych drobiazgów z naszych dusz, serc i umysłów. Bywa jednak, że porywa się na większe łupy, wtedy zaczyna dokuczać.
Presja pojawia się w naszych zwyczajnych życiach coraz częściej. Niestety dzieje się tak za sprawą wielu czynników i okoliczności świata, w którym przyszło nam żyć. Tym, co niepokoi mnie najbardziej jest fakt, że długotrwała presja ma w istocie negatywny wpływ na nasze życie i nas samych, a w dłuższej perspektywie na nasze dzieci i kolejne pokolenia. Coraz więcej zależy od naszego nastawienia i świadomego podejścia do życia oraz rozwoju.
– PRESJA CZASU –
Zna ją chyba każdy z nas. Najbardziej może dokuczać nam w pracy, gdzie oczekuje się od nas wykonania wielu zadań na już, a najlepiej na wczoraj, ale… Dokuczać będzie także przedsiębiorcom działającym na własną rękę, bo przecież także oni nie mogą się rozdwoić, a oczekiwania klientów rosną. Bywa jednak tak, że równie mocno dokucza nam w naszym codziennym, rodzinnym życiu, bo od ilości obowiązków domowych też głowa boli. Zintegrowanie masy zadań własnych, zawodowych, domowych oraz tych związanych z dowożeniem i odbieraniem dzieci nie jest łatwym zadaniem, a na pewno nie ułatwiają go wielkomiejskie korki. Presję czasu odczuwamy chyba najbardziej dotkliwie, bo często i też najszybciej, może przybrać ona postać frustracji związanej z niemożliwością pogodzenia wszystkiego w tym samym czasie. Jakie rozwiązanie opracowaliśmy my dla naszej rodziny? Staramy się planować możliwie z dużym wyprzedzeniem najważniejsze punkty naszego grafiku. O wszystkim mówimy sobie nawzajem, prowadzimy wspólny kalendarz, a ponad to kluczowe sprawy do załatwienia zapisujemy na karteczce planując je na tydzień z góry. Zakupy zasadniczo robimy dwa razy w tygodniu. Ja staram się w miarę dokładnie planować nasz jadłospis, a zwłaszcza obiady, tak żebym miała potrzebne składniki w domu. Takimi małymi krokami udaje nam się funkcjonować we względnym spokoju, choć oczywiście wiadomo, że bywają sytuacje nieprzewidziane, ale nawet wtedy łatwiej im sprostać.
– PRESJA ROZWOJU –
Ten rodzaj presji zakrada się w nasze życie najbardziej podstępnie, powiedziałabym nawet niepostrzeżenie. Wynika z kreowania przez wszelkie środki masowego przekazu kultury sukcesu oraz bogactwa, no i tak dodatkowo bycia fit. Efektem tego zjawiska jest towarzyszące nam poczucie braków w naszym życiu i potrzeba dążenia do wszelkiego rodzaju celów, nawet jeśli nie jest to nasza wewnętrzna potrzeba, wszak nie wszyscy pragniemy tego samego.
Jeszcze kilka lat temu zauważalny był w naszym społeczeństwie przymus pójścia na studia. Nasi rodzice, nauczyciele i generalnie wszyscy „dorośli” tłumaczyli nam, że jest to gwarancja znalezienia „dobrej” pracy oraz osiągnięcia sukcesu. Politycy szczycili się bardzo wysokim odsetkiem magistrów w społeczeństwie na tle nawet tych rozwiniętych krajów Europy. Tylko moim zdaniem wcale nie ma się czym szczycić, bo odsetek magistrów to jedno, a poziom zadowolenia z życia obywateli to drugie. Wkrótce na własnej skórze wielu magistrów przekonało się, że tytuł to jedno, a rynek pracy to drugie.
Tym, co najbardziej niepokoi mnie w zjawisku presji w zakresie rozwoju jest fakt, że przenosimy ją na nasze dzieci. Ostatnio sporo mówi się o zbyt dużym obciążaniu dziećmi zajęciami pozaszkolnymi. Patrząc na niektórych rodziców mam wrażenie, że chcieliby wyprzedzić własne dzieci, uchylić im nieba i wypchnąć na wyżyny, tylko nie bardzo wiem czego… Uważam, że jako rodzice powinniśmy wspierać rozwój naszych dzieci, ale wspierać nie oznacza przeć na oślep. To, że dziecko przejawia zainteresowanie tańcem wcale nie znaczy, że za rok powinno startować w zawodach. Pisze też o tym Jesper Juul w jednej ze swoich książek. Twierdzi on, że zawody i konkursy niszczą dziecięce zainteresowania. Mam takie samo zdanie. Wszak jeśli ja zainteresuję się gotowaniem to czy jest to równoznaczne ze startowaniem w konkursie na kucharza roku? Nie! A nasze dzieci często są właśnie w ten sposób kierowane przez nas czy innych przewodników w ich małym życiu. Efektem w dłuższej perspektywie będzie bunt lub totalne zagubienie – takie jest moje zdanie. Rozwój, zdrowo rozumiany rozwój, jest naturalną potrzebą każdego człowieka, wystarczy nauczyć się słuchać siebie i nie bać się podążyć (nie gonić!) za tym, co usłyszymy. I tego powinniśmy uczyć naszych podopiecznych.
– PRESJA PERFEKCJONIZMU –
To dotyczy zwłaszcza nas – kobiet. Podejrzewam, że zaszczepiły nam to pokolenia naszych mam i babć, a im poprzednie. Niestety nasze pokolenie wciąż dość intensywnie podejmuje tą pałeczkę bycia perfekcyjną, ale w istocie nie dla samej siebie, lecz by zaimponować innym – często także kobietom – mamom, teściowym, ciociom, koleżankom itd.
Swoją pokazową formę zjawisko to przybiera w okresie Świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy oraz przy okazji większych spotkań rodzinnych. Dom wysprzątany, okna wymyte, trawniczek wykoszony, jedzenia ugotowane jak dla armii, uśmiech na twarzy dolepiony, ręce po pachy urobione, nogi napuchnięte, a w kręgosłupie strzela, ale to nic… „Niech zobaczą jak sobie świetnie radzę, niech mi tu nikt nie mówi, że pracując i mając rodzinę nie dam rady, ale też niech poczują ten smak doskonałej szarlotki – to moje popisowe ciasto.” Jeszcze 3-4 lata temu też tak miałam. Ale już wyrosłam z tego. Na ostatnie Święta Wielkanocne zostaliśmy w domu sami. Zjedliśmy barszcz i jajko – w piżamie. Potem jakiś obiad. Upiekłam babkę. Było nam doskonale. Wcale nie żałuję, że stół nie uginał się od jedzenia i nie siedzieliśmy przy nim całą gromadą, bo naprawdę odpoczęłam. W końcu miałam chwilę żeby wyciągnąć nogi i to w ciągu dnia 😉
Skąd u nas takie dążenie do perfekcji, którą chcemy zaimponować, tudzież udowodnić coś innym? Myślę, że z dzieciństwa. To tam wszystko się zaczęło. Gdy patrzyłyśmy właśnie na nasze mamy i babcie, które chciały wszystkim dogodzić. Gdy wszystko musiało być zgodnie z zaplanowanym porządkiem, a na uznanie trzeba było sobie zasłużyć. Czasami nawet trzeba było zasłużyć na akceptację czy miłość. Perfekcjonizm w mojej opinii nie jest zjawiskiem naturalnym. Jest on raczej wyrazem pewnych deficytów, braku uwagi, akceptacji czy nawet poczucia odrzucenia, które gdzieś głęboko pod powierzchnią nosimy w sobie.
Czasami długie, długie lata zajmuje zrozumienie, że nie warto się zażynać dla uciechy innych, by im coś pokazać czy udowodnić. Trzeba też nauczyć się, że nie wszystko w naszym życiu musi być perfekcyjne, wystarczy, że będzie po prostu dobre. Są wisienki, które warto ułożyć perfekcyjnie na torcie, ale są też smażone jabłka, które mogą być rozciapane na szarlotce, a jedno i drugie ciasto będzie pyszne 😉
– PRESJA BOGACENIA SIĘ –
Podobnie jak presja rozwoju także presja bogacenia się wkrada się cichaczem, tylnymi drzwiami do naszych dusz. Uwidacznia się jako „głos”, który każe nam wciąż iść po więcej. Bo fajnie jest mieć więcej.
Autorzy wielu motywacyjnych książek czy serwisów pieją, że możesz mieć ile chcesz, musisz tylko po to sięgnąć. Media lansują imponujące kariery znanych i bogatych. Programy o bajecznych domach możnych tego świata też potrafią zamieszać w głowie. A potem to już tylko kwestia czasu, kiedy budzić się będzie w Tobie mniej lub bardziej żądna pieniądza poczwara, żeby nie powiedzieć bestia.
Wcale nie chcę przez to powiedzieć, że pieniądze są złe, szczęścia nie dają itp. Nie, nie – nic z tych rzeczy. Ale chcę powiedzieć, że zła jest ślepa pogoń za pieniędzmi. Dla mnie pieniądze są ważne i też mamy z mężem ambitne cele finansowe, ale… działamy krok po kroku, etap za etapem. Planujemy, szacujemy, pracujemy, działamy, jednak nie przypomina to pogoni. Staramy się godzić różne ważne dla nas elementy życia, tak by nie stracić równowagi i nie upaść. Myślę, że o to w tym chodzi.
– – –
Jak nie dać się zwariować? Jak wybierać to, co dla nas najlepsze? Jak potrafić rozpoznać dążenia od zewnętrznej presji? W moim odczuciu jest tylko jeden skuteczny sposób – żyć świadomie, w zgodzie ze sobą, słuchać siebie i o sobie nie zapominać. Wtedy pomimo, że trudno, to jednak da się 🙂