Próba wprowadzenia glutenu do diety naszej Mimi przypominała trochę wybuch fajerwerków. Wyrwała mnie z poczucia, że temat alergii pokarmowej mam już choć trochę opanowany.
Za gluten zabraliśmy się po 6tym miesiącu, kiedy Mimi jadła już kilka warzyw. Alergolog zalecił dodanie szczypty – maleńkiej szczypty – kaszy manny do puree z jakiegoś warzywa. Standardowo miałam podawać taką kompozycję przez 5-6 dni. Pierwszego dnia nie było żadnej reakcji, ale jeszcze mnie to nie cieszyło. Drugiego dnia Mimi była dziwnie niespokojna i choć nic innego się nie działo mnie już zapaliła się lampka alarmowa. Jej drzemki w takie niespokojne dni trwały czasami tylko 15-20 minut, była zmęczona i płaczliwa. Zdarzało się, że traciła apetyt.
Trzeciego dnia rano bum! – kupka z krwią i śluzem. Nitek krwi było sporo, mogłam dostrzec to gołym okiem. Oczywiście niezwłocznie zadzwoniłam do alergologa. Nasza pani doktor poleciła zaprzestać podawania glutenu, odczekać około 14nastu dni i zrobić badanie na krew utajoną. W tym czasie miałam nie wprowadzać nic nowego – tak by mieć pewność, że sytuacja się ustabilizowała. W międzyczasie skierowała nas także na usg jamy brzusznej. Po około trzech tygodniach miałam ponownie podać gluten, obserwować reakcję dziecka, zrobić badanie na krew utajoną i jeśli wynik będzie pozytywny niezwłocznie skonsultować się z gastrologiem.
Niestety po drugim podaniu glutenu już pierwszego dnia pojawiły się wymioty, śluz w kupce, niepokój no i wynik badania na krew utajoną był pozytywny. Oznaczało to, że z jakiegoś powodu Mimi nie toleruje glutenu. Na konsultację udaliśmy się do gastrologa, który zalecił rezygnację z glutenu do ukończenia 12tego miesiąca życia. Kiedy Mimi skończy rok miałam ponownie przeprowadzić prowokację niewielką ilością kaszki manny i jeśli objawy ponownie wystąpią niezwłocznie konsultować się z naszą panią alergolog.
Ale… kiedy Mimi miała prawie 11 miesięcy zdarzył się taki dzień, że jej starsza siostrzyczka postanowiła się wyżywić babką piaskową na podłodze. Okruchy z tej babki sypały się jak wióry na tartaku. Chwila mojej nieuwagi, a Maluch aż mlaskał z zachwytem nad dobrodziejstwem, które go spotkało 😉 Mimi najadła się tej babki, która zawierała w sobie dwa zasadnicze alergeny – jajko i gluten. Trochę zaniepokojona czekałam co się wydarzy, ale nie działo się nic. Kolejnego dnia trochę ośmielona tym faktem postanowiłam sama podać Małej odrobinę kajzerki i widząc, że nic się nie dzieje powtórzyłam to jeszcze przez kilka dni. Chcąc się upewnić pojechałam do laboratorium wykonać badania na krew utajoną i dostałam informację o wyniku ujemnym.
W ten oto sposób gluten trochę przypadkiem, ale jednak znalazł się w diecie Mimi. Oczywiście nie zapomniałam też o jajku, które również znajdowało się w babce i na które także odpowiedź Mimi była pozytywna. W ten sposób weszliśmy w radosny okres w dziejach alergii pokarmowej naszego Malucha, który ja nazywam WYRASTANIEM 🙂
P.S. Ten wpis nie stanowi porady medycznej w żadnym aspekcie. Dzielę się jedynie MOIMI spostrzeżeniami i doświadczeniami, bo zjawisko alergii pokarmowej dotyka coraz więcej niemowląt i wierzę, że taki opis może być wskazówką dla niejednego z rodziców. Jeżeli coś Cię niepokoi zawsze zasięgnij porady lekarza!
Pozostałe wpisy z tego cyklu:
Alergia pokarmowa u niemowlaka cz. 1
Alergia pokarmowa u niemowlaka cz. 2 – wprowadzanie mieszanki mlekozastępczej