Zaczęło się dość niewinnie. Kiedy Mimi miała 3 tygodnie na jej policzkach pojawiły się małe, czerwone, grudkowate krostki. Położna zawyrokowała: „skaza”. Nie chciałam uwierzyć, więc metodą eliminacji starałam się wykluczyć kolejnych, potencjalnych winowajców… Niestety, moje poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Mimi karmiona była piersią, więc wszelkie poszukiwania musiałam zacząć od szczegółowej analizy mojego jadłospisu.
Tydzień później zjawiłam się z nią u pediatry. Niestety nie było wtedy naszej pani doktor i trafił mi się ktoś inny, no ale lekarz to lekarz pomyślałam… Lekarka po przeprowadzeniu lakonicznego wywiadu orzekła, że może to być trądzik niemowlęcy, ale tak naprawdę nie wiadomo. Przepisała maść robioną i tyle.
Maść nic nie pomagała, za to ja zuważyłam, że nasilenie krostek zmniejsza się i zwiększa, ale nie wiedziałam jeszcze z czym to jest związane. Ponad to ulewanie naszej Mimi zaczynało przybierać skalę wymiotów i tu już zapaliła mi się czerwona lampka… Postanowiłam poszperać trochę w Internecie i uświadomiłam sobie, że oprócz krostek i ulewań nasze maleństwo ma jeszcze inne charakterystyczne dla alergii pokarmowej objawy, których ja nie wiązałam w ogóle z tym zjawiskiem. Otóż Mimi miała także sapkę, a ja zastanawiałam się dlaczego tak dziwnie nocą charczy. Robiła też bardzo często kupkę, co w sumie nie było niczym dziwnym, ale kiedy po lekturze kilku sensownych artykułów zdecydowałam się na próbę odstawić mleko i wszelkie mleczne przetwory na tydzień, okazało się, że liczba wypróżnień zmniejszyła się diametralnie.
Już po kilku dniach od wykluczenia z diety mleka i jego przetworów objawy zaczęły ustępować, ale całkowicie ustąpiły dopiero po 4 tygodniach. W międzyczasie podczas szczepień i kontroli wypytywałam pediatrę jak dalej postępować. Zalecono mi przeprowadzić tzw. prowokację, gdy już absolutnie wszystkie objawy ustąpią. Miałam znów na kilka dni włączyć do swojej diety mleko. I nie potrzebowałam nawet kilku dni, bo już pierwsze karmienia po spożyciu jogurtu naturalnego sprawiły, że mimi zaczęła znów ulewać, następnego dnia pojawiła się ponownie wysypka, w kupce pojawił się śluz, a ja się podłamałam. Nie dość, że Mimi okazała się super wrażliwym dzieckiem i o jedzeniu wszystkiego mogłam zapomnieć, to jeszcze musiałam odstawić ze swojej diety mleko i jego przetwory.
Jednak jak się okazało to był dopiero początek przeprawy, jaką miałam przed sobą. Po chwilowym ustabilizowaniu się sytuacji Mimi znów zaczęła szaleć, kupki były zielone i bardzo częste, nawet w nocy i nawet co godzinę. Wróciło też ulewanie. Minęło około 10 dni zanim wytropiłam sprawcę. Tym razem było to jajko.
Potem dołączyli seler, pietruszka i pomidory. Zdarzały się kupki z krwią, ze śluzem, wymioty. I co bardzo charakterystyczne Mimi zaatakowana przez alergen była bardzo niespokojna, rozdrażniona, mało spała. Zachowywała się tak, jakby była chora i sytuacja taka miała miejsce nawet, gdy zjadłam coś, co mogło zawierać jedynie śladowe ilości któregoś z alergenów. Wciąż karmiłam ją piersią, ale zaczynałam czuć się bardzo osłabiona i niejednokrotnie przybita. Gotowanie pochłaniało każdą „wolną” chwilę. Wtedy właśnie postanowiłam udać się do alergologa po pomoc. Po 4 miesiącach myślałam już bardzo poważnie o odstawieniu Malutkiej od piersi.
Szczerze – myślałam, że gdy zawitam u wrót specjalisty ten przepisze mi specjalne mleko i skończy się ta męczarnia. Jednak tak się nie stało… Alergolog po naprawdę długim i wyczerpującym wywiadzie stwierdził, że Mimi ma alergię pokarmową wieloważną i to prawdopodobnie bardzo silną. Taką, jaką rzadko się spotyka. Lekarka zleciła także badania no i przepisała mi mieszankę mlekozastępczą (na receptę), ale miałam ją wprowadzać bardzo ostrożne i zacząć od 5 ml dosłownie. Tak też zrobiłam.
Wróciłam do alergologa po dwóch tygodniach, ponieważ Mimi nie zaakceptowała mieszanki. Pisząc, że „nie zaakceptowała”, mam na myśli, iż pojawił się zespół objawów ewidentnie świadczących o nietolerancji produktu. Była to jedna z najbardziej popularnych mieszanek mlekozastępczych, ale mimo, iż zawierała tylko fragmenty białek mleka krowiego moje dziecko wciąż reagowało tak, jak w przypadku pełnego mleka. Konieczne były dalsze poszukiwania, ale właściwie wyboru nie było dużego. Możliwe okazało się zastosowanie jedynie mieszanki mlekozastępczej opartej na aminokwasach, pozbawionej białek mleka krowiego. Jednak jej wprowadzenie do diety Malucha okazało się długim i niełatwym procesem. O tym jak on przebiegał w kolejnym wpisie.
Oczywiście Mimi przez cały ten czas karmiona była naturalnie, a ja we współpracy z alergologiem utrzymywałam dietę eliminacyjną.
P.S. Ten wpis nie stanowi porady medycznej w żadnym aspekcie. Dzielę się jedynie MOIMI spostrzeżeniami i doświadczeniami, bo zjawisko alergii pokarmowej dotyka coraz więcej niemowląt i wierzę, że taki opis może być wskazówką dla niejednej z mam. Jeżeli coś Cię niepokoi zawsze zasięgnij porady lekarza.
Witam.czy oprócz ulewania męczyły Pani córeczkę kolki,bóle brzuszka czy gazy?
Tak, zdarzały się bóle brzuszka. Jeśli chodzi o kolke wywołana w związku z działaniem jakiegoś alergenu to zdarzyła nam się raz, za to po antybiotyku.
Czy Mimi podczas przebiegu alergii przez te 4 miesiące prawidłowo przybierała na wadze?
Tak, przybierała prawidłowo, choć jest raczej drobnym dzieckiem, ale wszystko w normie.