RELACJE

Księżniczka zamknięta z niewolnikiem. O przestrzeni i dystansie w związku.

Jest taka jedna piosenka o pięknych czarnych oczach, która zaczyna się słowami: „Złe kilometry dzieeelą naaaas…” Czy te kilometry są rzeczywiście takie złe? Albo patrząc z innej perspektywy: czy dystans służy związkowi? Opowiem Ci kolejną część mojej historii.

Ale najpierw podzielę się z Tobą opowieścią o pewnej księżniczce.

Arabska księżniczka postanowiła poślubić jednego ze swych niewolników. Żadne prośby króla ani jego wysiłki, by dziewczyna zmieniła zamiar, nie dały rezultatu. Doradcy króla nie wiedzieli, co mu poradzić.

W końcu na dwór przybył stary hakim i słysząc o zmartwieniu króla, rzekł:

– Mylą się, radząc Waszej Wysokości, by zabronić córce ślubu, bo tym bardziej będzie cię nienawidzić i tym silniej będzie kochać niewolnika.

– Powiedz więc, co mam czynić.

Hakim zasugerował mu pewien plan. Król odniósł się do niego dość sceptycznie, ale postanowił spróbować. Posłał po córkę i rzekł do niej:

– Mam zamiar poddać próbie twoją miłość do tego człowieka. Zostaniecie zamknięci w małej celi na trzydzieści dni i nocy. Gdy po tym czasie nadal będziesz chciała go poślubić, dostaniesz moją zgodę.

Uszczęśliwiona księżniczka przytuliła się do ojca i z radością przyjęła propozycję. Wszystko szło dobrze przez pierwsze kilka dni, lecz wkrótce nadeszła nuda. Po tygodniu wzdychała do innego towarzystwa i denerwowało ją każde słowo i gest ukochanego. Po dwóch tygodniach miała już dość tego człowieka, zaczęła krzyczeć i walić w drzwi celi. Kiedy w końcu ją wypuszczono, rzuciła się w ramiona ojca pełna wdzięczności za ocalenie jej od człowieka, którego teraz nienawidziła.*

Od początku naszej znajomości mój związek z mężem naznaczony był piętnem dzielącej nas odległości. Ja mieszkałam w Warszawie, on w Dublinie. Nauczona jednak doświadczeniem z czasów, gdy byłam nastolatką, podeszłam do tej relacji zupełnie inaczej, a mianowicie pozwalałam dziać się sprawom zgodnie z ich naturalnym rytmem, zachowując jednocześnie znaczący dystans do tej relacji. Z czasem okazało się to dobrym posunięciem, bo nie żyłam w męczarniach „związku na odległość”, tudzież nie straciłam szansy na związek z tym mężczyzną. Bo w końcu nadszedł właściwy dla nas obojga czas, kiedy zdecydowaliśmy się być razem, rozumiejąc, że dzieląca nas odległość musi zniknąć.

Kiedy już staliśmy się związkiem z prawdziwego zdarzenia, a na świecie pojawiła się Iskierka wciąż w naszym życiu wracały jakieś wątki emigracyjno-wyjazdowe. Dziś rozumiem już, że powrót z emigracji jest procesem i trwa znacznie dłużej niż lot stamtąd tutaj, ale wtedy nie wiedziałam jaka siła pcha mojego partnera w kierunku kolejnych podróży – jak najbardziej sensownych i uzasadnionych. Abstrahując od wątków psychologicznych dość szybko zorientowaliśmy się, że krótkie rozłąki wcale nie szkodzą naszej relacji, ale wzmacniają ją. I nie mówię tu o kilkutygodniowych wyjazdach (choć i takie miałe miejsce), ale raczej o kilku czy kilkunastodniowych.

Obecnie mój mąż ma fajną i rozwijającą pracę, ale jak możesz się domyślić związaną z dość częstymi wyjazdami zagranicznymi. Jeżeli jest ich za dużo i trwają zbyt długo muszę przyznać, że kosztują nas sporo energii. Ja zostaję sama z dzieckiem, psem i domem, a mąż wyjeżdża w długą, męczącą podróż. Ale on lubi takie wyzwania, a mnie nawet przez myśl nie przeszło, by zmieniać jego życie. Jak to jego? – możesz pomyśleć. W moim odczuciu to, że jesteśmy małżeństwem nie czyni z nas jedności, tudzież jednej duszy w dwóch ciałach. Szczerze mówiąc takie frazesy już dawno wsadziłam między bajki. W związku każda z osób jest inna i wartościowa na swój sposób – pozbawienie drugiej strony tego, co dla niej ważne czy wartościowe nie działa na korzyść relacji. Tylko będąc naprawdę sobą możemy dawać drugiemu człowiekowi to, co najcenniejsze. I tylko będąc naprawdę sobą możemy brać od drugiego człowieka to, co najcenniejsze.

Czy on daje mi to samo? Tak. Choć w inny sposób, wszak ja nie mam potrzeby wyjeżdżać, ale lubię czasami być sama, pojechać na kawę, poczytać książkę w spokoju, wyjść z domu, czy napisać coś tutaj i nigdy nie usłyszałam od męża „nie idź”. Poza tym wspiera mnie jak może w realizacji wszelkich moich pomysłów – to on jest pierwszą osobą, która się o nich dowiaduje i nie zdarzyło się, żeby podciął mi skrzydła.

Co zatem działa na korzyść związku?

Na pewno dystans. Uczepienie się szponami ramienia ukochanego czyni z nas sępa, nie partnera.

Uważam także, że krótkie, sporadyczne rozłąki też świetnie działają. Tęsknota nikogo chyba jeszcze nie zabiła, a potrafi rozbudzić uczucia –  przypomnieć nam, co do tej drugiej osoby czujemy. Poza tym podczas takiej rozłąki człowiek uświadamia sobie ile dobrego jest w drugiej osobie, przypominamy sobie o tym, co w nim najbardziej wartościowe. Kilka dni to za krótko, by idealizować człowieka, z którym mieszkamy pod jednym dachem, ale za długo, by za nim nie zatęsknić. Co też ciekawe – jeśli uważasz, że Twój partner/partnerka (mąż/żona) „siedzi” w domu, tudzież „nic nie robi po pracy”, pozwól jej/jemu wyjechać na tydzień gdziekolwiek, a wtedy rzeczywiście przekonasz się czym jest to „siedzenie” bądź „nicnierobienie”.

Swoją drogą to także dobry zabieg dla związków z małym dzieckiem. Gdy nasza córeczka miała 6 miesięcy ja wybrałam się na dwudniową konferencję do Gdańska, zostawiając męża sam na sam z niemowlakiem. Po tym wyjeździe stał się prawdziwym orędownikiem docenienia roli kobiety, która zajmuje się dzieckiem 😉

Ogromną korzyścią płynącą z krótkich wyjazdów jest także fakt, że trudniej znudzić się sobą nawzajem. To jest bardzo fajne. Życie rodziny przestaje być takie rutynowe, nudne, powtarzalne, bo co jakiś czas wszyscy przestawiamy się na inny tryb. Oczywiście, że bywa trudno czasami. Na przykład, gdy dzień po wyjeździe męża dziecko się rozchoruje, nie śpię ze trzy noce, muszę poradzić sobie ze wszystkim sama, ale właśnie wtedy myślę sobie „kurcze, a jednak ma znaczenie, gdy jest z nami, choćby dwie godziny wieczorem”.

Takie rozłąki wzmacniają także fundamentalne dla związku wartości, takie jak zaufanie, przyjaźń, wiarę w drugiego człowieka. Bez zaufania to się nie uda. Wiem, bo na początku bywałam zazdrosna albo kłuło mnie coś w serce, gdy wiedziałam, że będzie jadł kolację biznesową także w towarzystwie kobiet, które mogą być atrakcyjne. Zastanawiałam się nie raz gdzie jest i co robi wieczorami, czy na pewno jest w hotelu…? Wyobraźnia może podsunąć różne scenariusze. Ale to były tylko moje myśli. Oczywiście gdybym pozwoliła im się rozwijać mogłoby już nie być nas albo bylibyśmy trochę poszarpani. Jednak poszłam w kierunku zaufania i wzmacniania tego, co ważne i dobre. Jak w każdym takim przypadku to do nas należy wybór, którego wilka karmimy.**

Dużo piszę o rozłąkach, ale chcę też zwrócić uwagę, że bardzo ważne jest dawanie sobie nawzajem przestrzeni każdego dnia, takiej przestrzeni, w której człowiek ma choćby 5 minut, by być sam ze sobą. To jest też bardzo trudne w naszym zapracowanym świecie i jeszcze trudniejsze w rodzinie, gdzie poza naszą dwójką jest jeszcze ktoś, ale wiem, że można. Choć obalę w tym miejscu mit, że zawsze powinno się to odbywać tak, by panowała równowaga. To idealny scenariusz 😉 Niemniej jednak można. I ta przestrzeń indywidualna jest bardzo ważna, byśmy byli bardziej szczęśliwi ze sobą, jako dwoje ludzi. Dystans w związku tak naprawdę sprawia, że stajemy się sobie bardziej bliscy.

 „Życie osobno czyni wspólne życie łatwiejszym. Bez dystansu nie ma wspólnej więzi.”           Anthony de Mello

* Opowieść pochodzi z książki „Modlitwa żaby”, której autorem jest Anthony de Mello.

** Indiańska przypowieść o dwóch wilkach.

2 myśli w temacie “Księżniczka zamknięta z niewolnikiem. O przestrzeni i dystansie w związku.”

  1. Bardzo mądry wpis! Zgadzam się jak najbardziej. Szczerze mówiąc (pisząc), przydałaby się mojemu związkowi taka rozłąka. Wiem, że dobrze by nam to zrobiło. Choć mój partner uważa, że jest mu dobrze (jest domownikiem), a ja przeciwnie – coś pcha cały czas mnie w świat. Przechodzimy przez to kryzysy. Świetna opowieść o księżniczce, na pewno zapamiętam ją na bardzo długo, może uda mi się też kiedyś ją opowiedzieć moim dzieciom.
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Dziękuję 🙂 Naprawdę warto raz na jakiś czas za soba zatęsknić. Ale też wiem z doświadczenia, że zbyt długie rozłąki albo zbyt częste nie służą związkowi. Jak zwykle ważna jest równowaga 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s