Dziś chciałabym spojrzeć na listę marzeń czy potrzeb, którą trzymasz w notatniku z trochę innej perspektywy. Nie chodzi mi o to, co się na niej znajduje. Chodzi mi o to dlaczego to się tam znajduje?
Bardzo nie lubię jak moje dziecko ogląda bajki w telewizji – nawet jeśli kanał i treść bajki są dla Iskierki odpowiednie omijam tą formę szerokim łukiem. Dlaczego? Wystarczy, że usiądziesz 15 minut przed telewizorem, a w przerwie pomiędzy bajkami (która czasami trwa tyle co jedna bajka) zobaczysz kilkanaście reklam zabawek i gadżetów, których nasze dzieci potrzebują, bezwzględnie i od zaraz… Po takiej dawce kolejnych 15 minut spędzam na tłumaczeniu Iskierce, że nie możemy kupić jej tych wszystkich zabawek, wymyślając przeróżne argumenty w zależności od okoliczności. Oczywiście wiadomo, że niejednokrotnie pojawia się zupełnie niepotrzebna frustracja.
Ale… jest coś jeszcze. Ten sposób działa nie tylko na dzieci. I o ile jako dorośli ludzie często zdajemy sobie sprawę z tego, że reklamy kreują pewne potrzeby, o tyle równie często nie dostrzegamy jak głęboko docierają i że mogą kreować znacznie więcej. Mam tutaj na myśli wzorce zachowań, postawy wobec otaczającej nas rzeczywistości, trendy.
Mechanizm ten w pozytywny sposób wykorzystują kampanie społeczne. Pamiętasz może jakieś 10-12 lat temu przeprowadzono cykl kampanii na temat zapinania pasów podczas jazdy samochodem. W latach dziewięćdziesiątych pasów raczej rzadko używano, choć wiadomo, że były obowiązkowe, ale nie każdy samochód był wyposażony w pasy na przykład z tyłu. Warto też dodać, że liczba samochodów poruszających się po naszych drogach oraz osiągane przez nie prędkości nie były aż tak duże, ale… szybko zaczęło się to zmieniać, a przekonanie ludzi do zapinania pasów nie było już takie łatwe… Toteż trochę nas postraszono, trochę uświadamiano, trochę nam zobrazowano, a w efekcie kampanie wywarły pożądany skutek… Kierowcy i pasażerowie zaczęli zapinać pasy. To nie była kwestia jednej kampanii, trwało to myślę około 2-3 lata, ale osiągnięto trwałą zmianę społeczną.
Ale… mechanizm kreowania potrzeb wykorzystywany jest we wszystkich branżach. Zmienia się nasze nawyki żywieniowe (weźmy pod uwagę tak bardzo popularny ostatnio weganizm czy wegetarianizm). Zmienia się światopogląd. Kreowane są często sztucznie potrzeby rozwoju, doszkalania się, studiowania, robienia kariery (bywa, że za wszelką cenę). Jednak jest w tym wszystkim jeszcze jeden kruczek. Przecież to my sami decydujemy o sobie. Wybieramy dla siebie to, co najlepsze. I to mnie nurtuje najbardziej… Czy rzeczywiście potrafimy rozróżnić to, czego naprawdę nam potrzeba od tego, co może nam się wydawać, że potrzebujemy?
Patrząc jak niemal wszyscy żyjemy na kredyt, jak zatracamy się czasami w pogoni za złudnymi wartościami, jak pragniemy coraz więcej i więcej, nie jestem o tym przekonana. Fajnie jest mieć cele, dobrze jest podążać za swoimi marzeniami, ale warto zwracać uwagę na to, co naprawdę jest dla nas wartościowe. Czy nam to służy, czy nie. Czy czujemy się z tym dobrze, czy nie. Oceny warto dokonać w myśl starego powiedzenia „nie wszystko złoto, co się świeci”.
I żeby było jasne, nie jestem przeciwniczką posiadania nowoczesnych gadżetów, ubierania się w modne ubrania czy robienia kariery. Nie! Jestem na tak. Pod warunkiem jednak, że naprawdę tego chcesz, odpowiada Ci to, czujesz się z tym dobrze. Jeżeli robisz coś, co ma Ci służyć, ale wewnątrz czujesz pustkę, to znaczy, że coś nie gra. Jeżeli działasz, starasz się być aktywnym człowiekiem, ale głównie po to, by zaimponować innym, to znaczy, że coś nie gra. Jeżeli interesują Cię nowinki technologiczne, ale chcesz je mieć, by czuć się fajnie wśród grupy znajomych, to też coś nie gra. „Dlaczego?” jest tutaj pytaniem kluczem. To za nim kryje się prawdziwy motyw.
Od dłuższego czasu nurtuje mnie czy naprawdę aż tyle osób potrzebuje studiować, bo ma taką wewnętrzną potrzebę? Czy jako ludzi definiuje nas poziom życiowych osiągnięć? Skąd tak wiele osób ma potrzebę zrobienia kariery przed trzydziestką? Czy później życie się skończy? Jest jeszcze wiele pytań, które można zadać w tym miejscu. Nie ma na nie jednej odpowiedzi, bo każdy z nas jest inny. Jednak jestem pewna, że nie każdy z nas musi żyć w sposób, jaki kreują media, a wyżej globalne koncerny wszelkiej maści.
Jestem przekonana, że w życiu wszystko ma swój czas, a każdy z nas ma swoją drogę. Wiele decyzji może być prostszych. Wiele możliwości ma szansę zaistnieć, jeśli naprawdę im pozwolimy. Wiele jest okazji do rozwoju w naturalny, niewymuszony sposób. Wiele więcej możemy się o sobie dowiedzieć, podążając za głosem serca czy intuicji aniżeli za głosem spikera z reklamy.