Wszyscy dążymy do szczęścia. Tak już mamy. Chcemy żyć jako szczęśliwi ludzie i wieść szczęśliwe życie. Każdy z nas szuka własnego sposobu i każdy z nas inaczej odczuwa radość. Czy można sprawić, by mieć więcej szczęścia na co dzień? Myślę, że można i wcale nie potrzeba nam różowych okularów.
W Polsce wielu z nas ma wrodzony syndrom narzekania. Znam kilku mistrzów narzekania, ale jak możesz się domyślić, nie bardzo lubię z tymi osobami rozmawiać. Niejednokrotnie zauważyłam też, że rozpoczęcie rozmowy od nutki narzekania „zbliża” nawet obcych sobie rozmówców. Co nam to daje? Czasami chyba każdy z nas potrzebuje się trochę wyżalić, wygadać, zwłaszcza gdy chwilowo życie nie rozpieszcza – i to dobrze. Emocje powinny mieć ujście w jakiejś formie. Narzekanie staje się jednak bardzo złym nawykiem, kiedy wejdzie nam w nawyk i krąży w żyłach niczym krew.
Podczas ostatnich odwiedzin moja mama miała „okazję” trafić na dwie wędrujące po wsi panie – świadków Jehowy. Zastały ją akurat gdy ogarniała w ogródku i chcąc zagadnąć zapytały, czy wie co daje w życiu szczęście, na co moja mama odpowiedziała, że wcale nie musi się nad tym zastanawiać, bo jest bardzo szczęśliwym człowiekiem 🙂 Panie odwróciły się na pięcie i odeszły równie szybko, jak się pojawiły. Zdaje się, że nie spodziewały się takiej odpowiedzi.
Wiedzeni obowiązującymi społecznymi wzorcami bardzo często szczęścia upatrujemy „na zewnątrz”. Możemy szukać go tam przez całe życie. Tymczasem, w moim odczuciu szczęście nie jest pisane wybrańcom: ludziom sukcesu, ludziom sławnym, wybitnym umysłom. Szczęście jest pisane każdemu z nas, jeśli pozwolimy sobie otworzyć się na jego odczuwanie w najprostszej postaci. Cieszy mnie każdy dzień spędzony z rodziną, każdy poranek u boku ukochanego mężczyzny, każdy słoneczny dzień – pomimo obowiązków, dni wypełnionych pracą, złego humoru Iskierki, a nawet chwilowych problemów. Wiem, czego pragnę, ale uczę się także rozpoznawać czego w danym momencie mi po prostu „wystarczy”. I to wcale nie jest łatwe. Umiejętność pozbywania się balastu tego, co „musimy” jest jedną z najcenniejszych, w tych dynamicznych czasach.
Żeby żyło mi się łatwiej planuję dni i tygodnie. Kiedy mam czas albo już brakuje mi sił – odpoczywam. Nie idę w zaparte. Już nie. Szkoda mi zdrowia i szkoda mi życia. Kiedyś padłabym na twarz, ale skończyłabym wszystko, co miałam zanotowane. Dziś potrafię powiedzieć sobie „dość”. Lepiej rozpoznaję granice – także granice mojego ciała. Nie forsuję się. Nauczyłam się odmawiać i uczę się prosić o pomoc. Nie zostawiam już siebie samej z całym garnizonem spraw, zaciągam kogo się da w szeregi, a jeśli nie ma opcji pomocy po prostu robię, ile mogę. Kładę się spać spokojna. To luksus, na który dziś mogę sobie pozwolić.
I to wcale nie jest tak, że moje życie jest bajką. Choć tak mogłoby się wydawać. Ja się po prostu cieszę wszystkim co mam. Nie narzekam na to, czego mi brakuje. Staram się doceniać to, co dobre i nie użalać się nad sobą, gdy jest gorzej.
Od pewnego czasu obserwuję też jeszcze jedno ciekawe zjawisko. Zauważyłam, że ludzie są bardziej szczęśliwi, gdy mają pasję. Mój mąż bardzo się zmienił, od kiedy zajął się pszczelarstwem – pomimo pracy, której wymaga od niego pasieka. Ja nadaję na zupełnie innych falach, od kiedy piszę. Kluczem jest tutaj pasja. Coś, co sprawia nam radość i co pozwala nam się odciąć od wszystkiego innego na tym świecie. Chwile sam na sam ze sobą i satysfakcją, którą wtedy odczuwamy. Czerpię. Czerpię całymi garściami 🙂 Argumenty o braku czasu na pasję na mnie nie działają, bo znalazłam ten czas właśnie wtedy, gdy miałam go najmniej. Wiele zależy od chęci, zasobu pozytywnych myśli i nastawienia do życia.
Dzięki! Świetny artykuł.
Choć ja mam z tą prostotą ogromny problem. Tonę w narzekaniach, może jest to spowodowane tym, że nie mieszkam w miejscu, w którym chciałabym żyć albo tym, że życie potoczyło się tak, nie jakbym chciała. Jednak od kilku dni czuję potrzebę to jakoś zmienić. Twoje słowa tylko mnie w tym umacniają. Pozdrawiam!
Ślę moc pozytywnych słów 🙂 Powodzenia 🙂