Pozytywne myślenie jest ważne. To jedna z cech postawy optymistów. Niektórzy twierdzą, że można się go nawet nauczyć. Tego nie wiem, bo urodziłam się optymistką, ale… Nie jestem przekonana, że rzeczywiście w każdych okolicznościach jesteśmy zdolni myśleć pozytywnie…
W wielu książkach z zakresu rozwoju osobistego przeczytać można jak bardzo ważne jest pozytywne myślenie. Są eksperci, którzy proponują nawet ćwiczenie polegające na zamienianiu każdej negatywnej myśli na trzy pozytywne. Uważam jednak, że tak jak we wszystkim, także w takim podejściu trzeba zachować umiar.
Życie jest życiem i nie zawsze klepie nas po ramieniu, czasami klepie na po du*** i to nie jest teoria książkowa, to jest fakt. A my, jako istoty myślące, potrzebujemy zwykle trochę czasu na refleksję. Jednak oprócz refleksji potrzebujemy też odczuć wszystko, co kołacze się wtedy w naszej duszy. W trudnych chwilach towarzyszą nam zwykle trudne emocje i nie ma sposobu, by tak się nie stało. Czy naturalnym dla nas zachowaniem wtedy jest zamienianie negatywnych myśli na pozytywne? Nie sądzę. Ja tak nie potrafię. Owszem, gdy minie pierwszy szok staram się szukać rozwiązania problemu, pogodzić się ze stratą, tudzież próbować zrozumieć dlaczego stało się to, co się stało, ale jeżeli czuję się zła, smutna czy sfrustrowana nie porzucam siebie w takim momencie na rzecz budowania iluzji, że wszystko jest w porządku i będzie coraz lepiej…
Czasami obudzę się z chandrą, niewyspana albo po prostu jakaś nie w sosie. Wówczas nie uśmiecham się do siebie w lustrze i nie mówię sobie, że „jest dobrze”. Z drugiej strony nie zakładam także, że zły poranek przesądza o moim samopoczuciu na cały nadchodzący dzień. Po prostu rozumiem, że w tym momencie czuję się tak, jak się czuję i przyjmuję to ze spokojem, bo po południu mogę być już radosna jak skowronek i to też będzie OK. Kiedy ktoś mnie wkurzy też sobie nie mówię, że „jest dobrze”, bo wcale nie jest i wcale nie musi być.
Czy powtarzanie zdań typu: czuję się świetnie, wiedzie mi się wspaniale; jest dobrze; jest coraz lepiej, ma sens, kiedy czujemy się tak podle, że chce nam się płakać? Czy to nie trąci rozstrojeniem jaźni?
Jeżeli znajduję się w trudnym położeniu, albo w typowej ślepiej uliczce nie wmawiam sobie, że wszystko jest piękne i proste, ale staram się DZIAŁAĆ. Robić coś, co pomoże mi wydostać się z kryzysu. Nie zatracam się także w meandrach moich negatywnych myśli i nie snuję negatywnych scenariuszy… No dobra, czasami jednak je snuję, ale rozpoznaję ten mechanizm i nie pozwalam mu się rozpanoszyć w mojej głowie. Skupiam się na tym, co naprawdę ważne i na czym mi zależy, a wtedy wcale nie potrzebuję klepać pokrzepiających formułek, bo wtedy wiem całą sobą, że zły los wkrótce się odmieni, ale ja powinnam aktywnie mu w tym pomóc. Od kilku pozytywnych myśli nie zrekonstruję ruin, ale już wykorzystując swoje możliwości mam spore szanse na odbudowanie tego, co legło w gruzach.
Pozytywne myślenie jest ważne, ale nie zagwarantuje nam zmiany życia, jeśli w ślad za pozytywnymi myślami nie pójdzie pozytywne działanie. Lansowany obecnie model pozytywnego myślenia, w moim odczuciu, niezupełnie pasuje do rzeczywstości, bo brakuje w nim „uziemienia” – połączenia z tym, co rzeczywiście nas spotyka i jak różne, a czasami trudne potrafi być życie.
Niemniej jednak, wszystkiego pozytywnego Ci życzę 🙂
Justyna