Boisz się starości? Myślisz czasami jak to będzie? My, młodzi albo troszkę starsi nie zastanawiamy się nad tym. Już i tak głowy pękają nam od setek decyzji, wyborów, codziennych zdarzeń. I w sumie nie ma co się zastanawiać nad tym, co nieuniknione, bo trzeba się do tego przygotować. Jak? Żyjąc najlepiej jak potrafisz.
Ze starością zetknęłam się bardzo brutalnie, gdy podjęłam się opieki nad dziadkiem. Dlaczego ja, młoda kobieta z małym dzieckiem i całkiem niezłą perspektywą zawodową zdecydowałam się na taki krok? Myślałam o tym niejednokrotnie. Ja po prostu nie wiedziałam co mnie czeka. To tak jak z decyzją o poczęciu dziecka – niby wszystko jest oczywiste, ale dopiero gdy tego doświadczysz wiesz, jakie konsekwencje pociąga za sobą ten wybór.
Mój dziadek do końca poruszał się samodzielnie, ale poza tym z tygodnia na tydzień przestawał być samodzielny we wszystkich życiowych sferach. Pierwsze miesiące opieki nad nim wyzwoliły we mnie bunt. Miałam żal do siebie, że się w to wpakowałam. Nie radziłam sobie zupełnie z obciążeniem psychicznym, jakie wiązało się z opieką nad starszą osobą. A u mego boku było małe dziecko, które równie mocno doświadczało tej ogromnej zmiany w naszym życiu. Nie miałam zupełnie czasu dla siebie. Cały dzień poświęcałam najbliższym. Starałam się, by wszystkim było dobrze.
Kiedy jednak dotarłam do mojego kresu w jakiś dziwny sposób poczułam, że za dużą na siebie wzięłam odpowiedzialność osobistą za zdrowie i życie dziadka. Tak, jakbym próbowała go zbawić od starości. A to przecież było niemożliwe.
Kiedy trochę odpuściłam zaczęło się poprawiać. Bunt powoli zamieniał się w akceptację, a ja zaczęłam uczyć się stanów dziadka tak, jak każdy rodzic uczy się rozpoznawać stany swojego nowonarodzonego dziecka. Opieka nad starszą osobą ma wiele wspólnego z pierwszym etapem rodzicielstwa – tylko, że podopieczny jest dorosłą osobą i może wyrządzić przy okazji niejedną szkodę. Tak, dziadek nie był tym spokojnym, raczej energicznym, co niejednokrotnie przyprawiało mnie o zawrót głowy.
Kiedy przestałam skupiać się na swojej „niedoli” zobaczyłam tego człowieka po drugiej stronie, który czasami wyglądał tak, jakby był uwięziony w swoim niedołężnym ciele. Wciąż dużo chciał, ale niewiele mógł. Czasami walczył ze sobą, czasami się poddawał. Pomimo tego, że mieszkaliśmy w jednym domu bywało, że czuł się samotny. Niestety to nie była luka, którą ja mogłam w jakikolwiek sposób wypełnić. Ten człowiek bardzo potrzebował pomocy, choć często ją odrzucał albo udawał, że wcale jej nie potrzebuje. Czasami reagował bardzo emocjonalnie, a czasami jego twarz wydawała mi się z kamienia.
Niestety nie wiem, czego żałował ani co uważał w życiu za najważniejsze, bo dziadek był głuchoniemy i nie znał standardowego języka migowego. Porozumiewaliśmy się naszym rodzinnym, symbolicznym migowym kodem, który poznawałam od dziecka. Tą emocjonalną stronę swojego życia miał tylko dla siebie, co mogło być darem, ale też ogromnym obciążeniem.
Z upływem kolejnych miesięcy zaczęłam odczuwać wobec starości pokorę. Prędzej czy później staniemy u progu schyłku życia, który będzie niejako naszym rozliczeniem z nami samymi, ze sposobem, w jaki żyliśmy. I wtedy właśnie będziemy mogli albo sobie podziękować za piękne życie albo mieć do siebie pretensje, że nie wykorzystaliśmy swojej szansy. Żeby było zabawniej to, co sobie wtedy będziemy mogli powiedzieć zależy od decyzji, które dziś podejmujemy. I na próżno tłumaczyć się brakiem czasu, karierą czy obowiązkami. To nie będzie miało wtedy żadnego znaczenia. Żadnego.
Słyszałaś/słyszałeś może o książce Bronnie Ware „Czego najbardziej żałują umierający”? Większość osób najbardziej żałowała, że nie żyli prawdziwym życiem, że pracowali za dużo, że nie mieli odwagi wyrażać swoich uczuć, że nie pozostawali w kontakcie z przyjaciómi, oraz że nie pozwolili sobie być szczęśliwsi. W obliczu odchodzenia wszystkie nasze „ważne sprawy” tracą znaczenie. Liczy się tylko to, co rzeczywiście ma sens.
Opiekując się dziadkiem odebrałam kilka ważnych lekcji, ale najważniejsze dla mnie było pokonanie własnych ograniczeń psychicznych i fizycznych, poszerzenie horyzontów i wreszcie – poczucie, że nie mogę odwlekać swoich planów, bo na starość będzie już na wszystko za późno.
Czasami w życiu dostajemy bardzo trudne lekcje, których nie rozumiemy albo bardzo nie chcemy. Ale wiesz co, prawdopodobnie bardzo ich potrzebujemy. Kiedy wszystko układa się po naszej myśli tracimy czujność. Nie doceniamy życia. Tracimy wobec niego pokorę. Bywa, że właśnie wtedy możemy się zagubić. Trudne doświadczenia mogą być cennym drogowskazem.
A starość… jest zwieńczeniem, podsumowaniem, rachunkiem sumienia.
Co chiałabyś/chciałbyś móc sobie wtedy powiedzieć?
Dziękuję Ci za ten wpis i pozdrawiam:)
Pozdrawiam ciepło 🙂
Piękna decyzja, piękne wytrwanie i pięknie napisanie 🙂